Po co rodzina w terapiii

ytanie, czy w proces zmian musi być zaangażowana cała rodzina? Problem ujawnia tylko jedna osoba, zmienić swoje postępowanie musi więc przede wszystkim rzeczony młody człowiek – po co więc rozmowy z rodzicami? Po co mieszanie dorosłych w sprawy psychologiczne?

Pewnie można pomóc „pacjentowi” w jakimś zakresie indywidualnie. Praktyka pokazuje, że częstokroć jest to pomoc niewystarczająca. Podczas pobytu w ośrodku, pacjent zostaje wyciągnięty – dosłownie – ze swojego środowiska naturalnego, jakim jest rodzina. Dziecko, młody człowiek przyprowadzony do psychologa, czuje się osądzone i skazane na chodzenie do „Niego”, „psycholog(-a)”.

Rzadko młodzi ludzie widzą w tych wizytach możliwość zmiany swojego losu, nie mówiąc już o tym, iż uważają, że nie ma w nich nic do zmiany. Są zazwyczaj gniewni, zbuntowani, uparci, lub wyalienowani, nie chcą wchodzić w dialog. Obwiniają rodziców o swoje problemy, zarzucają im brak zrozumienia, wsparcia. Terapeuta może oczywiście próbować pracować nad negatywnym nastawieniem, docierać do zablokowanych emocji, budować zaufanie i przymierze terapeutyczne. Zawsze jednak po godzinie spędzonej u współczującej i cierpliwej osoby, w miłej atmosferze, wraca do domu nie mającego kontaktu z terapią. Dlatego kluczem do sukcesu więc może być zaangażowanie całej rodziny w proces zmian.

Jakie są z tego korzyści?

Na spotkaniach rodzinnych wszyscy wnoszą swoją perspektywę, czyli terapeuta słyszy już nie tylko opowieść pokrzywdzonego dziecka lub bezsilnej matki, ale także ojca, rodzeństwa. Wzbogaca więc wiedzę na temat możliwej genezy problemu. Widzi i czuje interakcje pomiędzy członkami rodziny. Najważniejsze jednak, że sami zainteresowani mogą przez dłuższą chwilę posłuchać siebie nawzajem, bez kłótni, emocji, oskarżeń. Oczywiście spokojna rozmowa nie wystarcza, aby terapia zadziałała i dokonały się zmiany. Daje natomiast możliwość zobaczenia i poczucia potencjału wypływającego ze wspólnej pracy nad danym problemem.

Teoria systemów, na której opiera się terapia rodzin mówi, iż zmiana jednego elementu pociąga za sobą zmianę następnych. Zmiany nie zachodzą przyczynowo-skutkowo, tylko są cyrkularne. Nie jest więc zadaniem terapeuty szukanie i wskazywanie winnego zaistniałej sytuacji. Rodzice głęboko tłumią i skrywają w sobie poczucie winy, obawiają się obwinienia ich za stan dziecka. Każdy rodzic popełnia błędy ale i odnosi sukcesy. W terapii rodzin objaw uznawany jest za wynik wielu sprzęgniętych za sobą czynników, nigdy za wynik świadomego lub nieświadomego działania rodzica czy rodziców.

Terapeuta widzi rodzinę tylko kilka godzin w miesiącu, mimo, iż jest fachowcem, ma doświadczanie itd., nie ma wiedzy o tym co się dzieje po wyjściu z gabinetu. Tylko rozmowa może przybliżyć go do odkrywania powodów trudności. Im ma więcej danych, tym dla niego lepiej, im więcej osób jest źródłem tych danych, tym korzystniej wpływa to na przebieg terapii.

Gdy udaje się wprowadzić zmianę, im więcej osób jest w nią zaangażowanych – tym będzie ona trwalsza, głębsza. Jeżeli jedna osoba zmieni swoje zachowanie, pozostali muszą się do niej dostosować. Mogą wzmacniać pozytywnie lub negatywnie. Zależy to od interpretacji nowego zachowania. Przykład: burkliwe, zamknięte w sobie dziecko, zaczyna miło odnosić się do mamy, pytać o jej samopoczucie itd. Reakcja mamy może być oczywiście wzmocnieniem pozytywnym: ucieszy się, odpowie otwartością, pochwali, przytuli itd. Ważna oprócz reakcji matki jest także rekcja pozostałych członków rodziny. Inny scenariusz, o wiele częstszy w rodzinach borykających się z trudnościami: „co on znowu kombinuje?, na pewno coś przeskrobał, albo coś chce… trzeba wzmóc czujność”, pozostałe osoby, nie przywykłe do takich zachowań, mogą się śmiać. Przykład ten pokazuje, jaka trudna może być praca indywidualna z młodym człowiekiem. Gdy w procesie terapii bierze udział cała rodzina, można omówić na spotkaniu konieczność wprowadzenia przez dziecko takiego zachowania względem matki – ale równocześnie wprowadzenia zmian w reakcje pozostałych członków rodziny.

Pracując z rodziną, nie zapominamy, że to zachowanie konkretnego jej członka jest powodem terapii. Zajmujemy się tymi zachowaniami i ich przyczynami wnikliwe. Jednak przedstawiona powyżej perspektywa zaangażowania wszystkich osób daje zupełnie inne możliwości i terapeucie i całej rodzinie.

Prowadząc terapię z rodzinami, ciągle doświadczam, w jak bardzo różny sposób można przeżywać i rozumieć to samo zdarzenie. W trakcie spotkań, wiele razy byłem świadkiem wzruszeń, gdy ktoś pierwszy raz słyszał to, co jest „oczywiste”. Bardzo często obserwuję konsternację, zdziwienie, gdy członkowie rodziny mówią o motywacji do danego zachowania, wypowiedzi czy postawy. W procesie terapii najbliżsi sami siebie zaskakują, odkrywają nawzajem swoje inne, nowe twarze. Bywają oczywiście chwile trudne, często płyną łzy. Konfrontacja ukrytych – w przekonaniu pacjentów – przekonań, z ich wpływem na pozostałe osoby, bywa bolesna. Jak w każdego rodzaju terapii, w bólu rodzi się to, co wartościowe.

Podjęcie terapii rodzinnej w miejsce odesłania „problemowego dzieciaka” do psychologa, mimo, iż wymaga zaangażowania czasu, energii i postawy otwartości od wielu osób, może przynieść zaskakująco pozytywne rezultaty. Wbrew wciąż powszechnym i obiegowym opiniom, że pomagać należy dziecku, polecam drogę trudniejszą ale fascynującą i efektywniejszą.

zobacz także...